Zimowy spacer

Zimowy spacer w ciszy Parku jest czasem oderwania od rzeczywistości głupiej, zakłamanej i wrogiej.  Idę więc z przyjacielem psem…

Tam, gdzie na łąki i pastwiska wychodzą sarny i łanie, a wśród bezlistnych koron zobaczyć można srokosza i usłyszeć hałaśliwe sójki. Każde z nas zajmuje się czytaniem i odgadywaniem świata na swój sposób. Tu możemy wierzyć sobie, polegać na swoich zmysłach.  On – Funio ma nos, wilgotny wrażliwy, spostrzegawczy jak moje oczy. A zima chętnie zdradza tajemnice zwierząt. Ślady w trawie widzialne dla Funia, dla mnie ukryte, teraz kiedy pada śnieg  zapisują się w sposób łatwy do odczytania, znaki w nim odciśnięte jak litery i wyrazy układają w zdania, informacje o trasach wędrówek i zdarzeniach. Czytamy więc, o tym co się wydarzyło, Funio zagłębia nos w biel, ja wytężam oczy. I już wiemy, że przecinamy drogę, którą przemierzały rankiem dziki, sarny czy łanie. Po zamarzniętym rowie chodziła niespiesznie czapla siwa szukając przy przepuście miejsca nieskutego lodem, aby upolować zdobycz. Cztery długie palce, trop asymetryczny i duży, układający się w linii prostej, a długość kroku około 50 cm, co oznacza powolny spacer. Gdyby szła bardzo prędko, co nie zdarza się często, ta długość mogłaby przekroczyć 100 cm.

Dochodzimy do drzewa, które minionego poranka bóbr wystrugał jak ołówek.  Funio węsząc  zapewne dowiaduje się więcej, w skupieniu zostawia swój ślad, co najprawdopodobniej zniechęci gryzonia do dalszej „pracy” w tym miejscu.

Na innych drzewach kora zjedzona wysoko, do wysokości gdzie tylko sięgnęły zęby wielkich roślinożerców, głównie koników polskich. Nic dziwnego. Zima potrawa jeszcze kilka tygodni więc trzeba uzupełniać w kalorie i suplementy diety o właściwościach leczniczych, które jak kwas salicylowy zawarte są w korze.

W rozwidleniach bezlistnych czerwonych gałązek derenia tkwi gniazdo – czarka utkana z mchów, porostów, piór traw. Chyba autorstwa zięby.

Wśród najniższych gałęzi nagle frunie niewielki brunatny ptaszek, chowa się na moment, aby nieoczekiwanie znów pojawić się nie pozostawiając wątpliwości, co do swojej tożsamości. Strzyżyk – żywy dowód na omylność ludzkich interpretacji. Zadzierzysta postać z podniesionym pionowo ogonkiem nie wyraża pewności siebie lecz zaniepokojenie, a nawet przestrach. Bo gdy czuje się dobrze, czy atakuje, ogonek trzyma poziomo. Niby oczywiste, że ptak to nie pies, a jednak fałszywy wniosek o zachowaniach strzyżyka pokutował długi czas.

Między koronami olch lotem falistym i wytrwałym wędrują gromady czyżyków. Przyleciały ze wschodu, może z północy na przezimowanie lub zatrzymały się w wędrówce dalej na zachód. Długimi ostrymi dziobami podważają łuski olchowych szyszeczek, aby wydobyć nasiona, które są ich zimowym pożywieniem. Dzięki długim palcom i ostrym, mocno zakrzywionym  pazurkom z wielką zręcznością dokonują przy tym zadziwiających akrobacji.

Tak zbieramy informacje własnymi zmysłami, przetwarzamy wedle własnej wiedzy, ja i mój przyjaciel pies. A potem zatrzymujemy się patrząc na wody Zalewu: ja stoję, on siada i słuchamy szumów, szelestów, głosów zwierząt i roślin, wiatru i lodu. Na kilka chwil łączymy się z tym co nas tu otacza, wtapiamy się, w spokój i piękno… Na kilka chwil, bezcennych…

A może poczytasz więcej?