Wielki porządkowy , albo Princeps Botanicorum

Moim ulubionym przedmiotem na studiach była botanika. W kategorii „miłe wspomnienia” zachowałam nawet, przeklinaną przez większość, tak zwaną „ścianę”, czyli praktyczną część egzaminu sprawdzającą znajomość roślin. Na płachtach szarego papieru przyklejone były zasuszone okazy, niejednokrotnie bardzo już sfatygowane. Egzaminujący w jednej ręce trzymał wskaźnik, w drugiej licznik. Aby zdać należało bardzo szybko rozpoznawać wskazywane gatunki. Nie należałam do tych, którzy poddawali w wątpliwość sens nabijania głowy łacińskimi nazwami. Dla mnie były one jak nazwiska i imiona dobrych znajomych. W liceum uczyłam się łaciny, więc niecierpek, którego dojrzałe owoce pod wpływem najlżejszego dotknięcia eksplodowały wystrzeliwując nasiona, nie mógł się mieć innej nazwy rodzajowej, jak Impatiens, co po łacinie oznacza niecierpliwy, drażliwy, i gatunkowej noli tangere – nie dotykaj mnie. A pokrzywie, której łamliwe włoski kaleczą skórę i z komórek gruczołowych uwalniają kwas mrówkowy drażniący drobne ranki, słusznie nadano imię Urtica wywiedzione z łacińskiego uro = palę, piekę, parzę, spiekam. A wygląd rośliny o kwiatach przypominających naparstki sam tłumaczy zarówno nazwę polską  – naparstnica, jak i łacińską: Digitalis, ponieważ w języku starożytnych Rzymian, to tyle co naparstek.
Bywają też nazwy wywiedzione z greki jak, Phragmites od phragma=płot, ściana odpowiednia dla trzciny, która służyła do budowania, nie tylko ogrodzeń, ale także domów. Lepiężnik kutnerowaty – roślina o dużych liściach, specyficznie ukształtowanych, przedstawi się: „Jestem Petasites”, bo z greki i łaciny petasol oznacza parasol, lub kapelusz o dużym rondzie. Nazwą gatunkową nie pochwali się, bo spurius to tyle co bękart.
Sprawcą tych studenckich mąk jest oczywiście Linneusz. Dziwak z obsesją seksu. Współcześni mieli mu za złe, że jednemu z rodzajów  roślin z rodziny motylkowatych, dziś określanej topornie bobowatymi, nadał nazwę Clitoria.  Jednym kwiaty tych roślin przywodziły na myśl motyla, innym rekwizyty żeglarskie, stąd nazwy poszczególnych platków: żagielek, łódeczka, a Linneuszowi atrybuty kobiecości… I cóż z tego? W angielszczyźnie nie stroniono od pikanterii, mech – złotowłos określano – maidenhair moss, która to nazwa nie odnosiła się bynajmniej do włosów na dziewiczej głowie. Spodziewano się jednak, że Książę Botaników uszlachetni nauki przyrodnicze. Jednak gdyby nie on, nie tylko  studenci skazani byliby na jeszcze większe katusze, bowiem przed Linneuszem jak pisze Bill Bryson w swojej „Historii prawie wszystkiego: „Botanik nie mógł być pewny, czy Rosa sylvestris alba cum rubore, folioglabro jest tą sama rośliną co Rosa sylvestris inodora seu canina. Linneusz rozwiązał ten problem, skracając nazwę do Rosa canina. Samo skrócenie nazw nie wystarczyłoby jednak, aby uczynić je użytecznymi i zarazem powszechnymi. Wymagało także instynktu- a w istocie geniuszu- niezbędnego do uchwycenia kluczowych cech danego gatunku.” Tak powstał obecny do dziś system nomenklatury natury.Carl_von_Linné
Sam Linneusz początkowo kiepski uczeń, zmobilizowany perspektywą przybijania zelówek wystudiował medycynę, ale nie opatrzył ani jednej rany, za to już jako dwudziestoczterolatek zaczął wydawać katalogi roślin i zwierząt świata. Miał o sobie wielkie mniemanie , a ci którzy kwestionowali jego wysoką samoocenę nierzadko przekonywali się, że od ich imienia pochodzą nazwy chwastów. To musiał być fajny gość… Przejrzyjcie profesjonalne klucze do oznaczania roślin i zwierząt, przy większości nazw gatunkowych – duże L., to właśnie jego ślad. Któż mu dorówna?

A może poczytasz więcej?