Tulipan jeden z darów Wschodu
Jak to się stało, że ledwie sześć płatków osadzonych na prostej, zielonej łodydze wyrastającej z ukrytej w ziemi cebulki, zawładnęło w siedemnastym wieku narodem pracowitym, rozumnym i praktycznym, słynącym w Europie z floty potężnej i niezwyciężonej, pogrążając Holandię w botanicznym obłędzie zwanym tulipomanią?
Jak doszło do tego, że za cebulki nowych odmian płacono krocie, że szaleństwo jak epidemia nie wybierało – dotykało zarówno bogatych, jak i biednych, wykształconych i tych, nieuczonych w piśmie, stając się przyczyną zarówno triumfu jak i porażki, szczęścia jak i tragedii obywateli.
Kiedyś jak większość małych dzieci patrzyłam z naiwnym zachwytem na czerwone tulipany, które rozchylały swe korony ukazując czarno-żółte wnętrze, a potem, już w szkole rozpoznawałam pręciki i słupek odkrywając tajemnicę budowy kwiatu.
Dziś ilekroć podziwiam bogactwo odmian tego gatunku, największe bodaj w świecie kwiatów mam w pamięci genialny szkic Zbigniewa Herberta „Tulipanów gorzki smak” oraz jedno z najpiękniejszych wspomnień z kwietniowej wizyty w Keukenhof, gdzie co roku, na 32 najpiękniejszych hektarach Europy podziwiać można setki odmian tulipanów, oraz towarzyszących im hiacyntów, narcyzów i żonkili.
Zachwyt niezwykłą przyrodą stworzoną przez hodowców, radość przebywania w miejscu, gdzie kwietne kompozycje przypominają olbrzymie kobierce oraz możliwość podziwiania dzieł sztuki inspirowanych motywem tulipana, są udziałem tłumów gości, którzy przybyli do Keukenhof z całego świata, dzieląc się ze sobą uprzejmością i uśmiechem.
Dziś każdy, nie narażając się na bankructwo może nabyć wybrane cebulki do swego ogródka i spełnić marzenie o florze różnorodnej i niezwykłej. Tak jak kiedyś, również i dziś sama natura sprzyja tworzeniu kolejnych odmian, bowiem zarówno wirusy, jak i mutacje genetyczne są współautorami nowych form i barw.
Tyle, że obecnie nie zdarzają się historie takie, jak wówczas, gdy siedemnastowieczna Holandia żyła w gorączce, o których Herbert pisze w swoim eseju.
A były wśród nich te, ze szczęśliwym zakończeniem, jak o pewnym obywatelu Amsterdamu, właścicielu małego ogródka, który zarobił w ciągu czterech miesięcy 60 000 florenów, majątek, nieosiągalny nawet dla przeciętnego kupca u schyłku swego pracowitego żywota, jak i sensacyjne i tragiczne zarazem.
Otóż pewnego razu Związek kwiaciarzy w Haarlemie został zaalarmowany, że pewien ubogi, nikomu nie znany szewc wyhodował niezwykłą odmianę „Czarnego Tulipana”. Natychmiast do skromnej izdebki rzemieślnika udali się czarno ubrani panowie, aby podjąć handlowe pertraktacje. Grali rolę dobroczyńców, ale jedynym ich pragnieniem było zdobycie „Czarnego Tulipana”. Mistrz kopyta i dratwy odgadł zamiary gości i starał się osiągnąć jak najwyższą cenę. Kiedy dobili targu szewc uzyskał 1500 florenów i przeżył chwilę szczęścia. Krótką chwilę, bo oto następuje coś nieoczekiwanego: kupcy rzucają nabytą cebulkę na ziemię i rozdeptują na miazgę. Herbert opisuje to tak: „Idioto – krzyczą do osłupiałego łatacza butów – my też mamy sadzonkę „Czarnego tulipana”. A poza tym nikt na świecie! Gdybyś zażądał za swoją cebulkę 10 000 florenów i do tego parę koni, zapłacilibyśmy bez słowa. I jeszcze sobie zapamiętaj: drugi raz nie uśmiechnie się do ciebie szczęście, bo jesteś cymbał”. I wychodzą. Szewc powlókł się chwiejnym krokiem na swoje poddasze, legł na łóżku, nakrył płaszczem i wyzionął ducha”.
Bywało też tragikomicznie. Pewien człowiek otrzymał w rekordowym czasie przesyłkę zawierającą cenną cebulkę i kosztowny jedwab. Ucieszony dał posłańcowi hojny napiwek i kilka śledzi na kolację, ten zaś nie będąc znawcą zobaczywszy obok sztuk pięknej materii coś, co uznał za zwykłą cebulę, wziął ją, wartą 3000 guldenów, i zjadł do śledzi.
Niezależnie od wszystkich anegdot i fantastycznych historii, od znaków zapytania i obaw, jakie to jeszcze dary otrzymamy ze Wschodu, co roku witamy tulipany z radością jako symbol i zwiastun wiosny, ciesząc się ich wytworną elegancją w ogrodach i na klombach…