Tam gdzie ogrodnik nie może, tam Darwina pośle

Maria wyjechała na wakacje, a balkonowych podopiecznych powierzyła Darwinowi. Właściwie to już przed urlopem margeretki były nieco zblazowane, a cyprysiki chciały stać się marsjańskimi drzewkami, ale wówczas była jeszcze nadzieja, że się poprawią.
Po powrocie jednak złudzenia Marii, że ujrzy szmaragdową zieleń iglaków i wesołe rumiankowe kwiatostany, okazały się ułudą. Zmieniło się wiele i jakby w innym kierunku….
Skrzyneczkami i doniczkami zawładnęły jednomyślnie trawy. Z właściwą sobie witalnością skorzystały z bliskości słońca, wszak z poziomu piątego piętra świat dla traw bywa przychylniejszy niż między płytami chodnika, czy pod obsikiwanym drzewkiem, gdzie jasne promienie tracą swą moc.  Z wdzięcznością dla wiatru, który tu właśnie przyniósł ich drobne nasionka zwane ziarniakami, rozszalały się urodą, której daleko do bujnej czerwieni pelargonii, kwitnących romantycznie petunii i surfinii, czy dzielnych, śmierdzących nieco aksamitek, ale przy bliższym poznaniu do zaakceptowania. Podopieczne Darwina z łatwością wypełniły zielenią opustoszałe po balkonowych pięknościach miejsca. Z lekkich nasionek wykiełkowały źdźbła, misterne konstrukcje składające się z pustych rurek łączonych tak zwanymi węzłami, zbudowanymi z mocnej tkanki mechanicznej, z których wyrastają długie wąskie liście. W razie braku wody (czyli sąsiada podlewającego) mogą się złożyć lub zwinąć w rurkę, aby ograniczyć jej utratę przez parowanie czyli transpirację. Są i takie jak szczotlicha siwa, której kępki porastają suche murawy napiaskowe, a zieloność przykryta jest woskowym nalotem minimalizującym deficyt wody.
Z odwrotnym problemem musiała uporać się trzcina jedna z największych traw dorastająca na bagnach i mokradłach nawet do wysokości 4m. Jak sobie radzi z niedoborami powietrza? W specjalnym miękiszu wyglądającym jak gąbka gromadzi zapasy powietrza.  Ta roślina nie pojawi się zapewne na balkonie, ale nietrudno uwierzyć, że wyłaniająca się z wyschłego koryta rzeki w gorącym klimacie była w wielu kulturach symbolem życia. Aby to zrozumieć nie trzeba nawet kupować wycieczki do ciepłych krajów wystarczy obserwować budzącą się po zimie naszą ojczystą (narodową)  trzcinę. W potężnych kłączach, które w czasie lata zgromadziła materiały zapasowe następują przemiany: uwalniają życiodajne cukry, kiełkują młode pędy. Podobnie jest u innych traw.
Kiedy nadziemne części zostaną zjedzone przez roślinożerne zwierzęta zanim jeszcze  wydadzą nasiona, trawy rozmnożą się w sposób, co prawda mniej przyjemny, bo bezpłciowy, ale skuteczny: z rozłogów i kłączy.
Fenomen wytrzymałości!  Aż dziw, że genialny Attenborough nie  wspomina o nich w rozdziale „Przetrwanie” kultowej książki „Prywatne życie roślin”. Za to w biblii trzcina wymieniana jest 14 razy.
A balkonowe trawki? One także wiosną objawią się mnogością  źdźbeł, które wyrosną z podziemnych rozłogów. A potem kiedy na ich szczycie pojawią się kwiatostany: wiechy lub kłosy, nie przywabią co prawda żadnego owada, ale łaskawy wiatr przeniesie pyłek z pylników na właściwe miejsce, czyli na żeński słupek. Na niewłaściwe też, czyli śluzówki alergików. Ale co tam… Cieszyć się będą miejskie ptaszki, bo co im po strzyżonych trawnikach, na których ani nasionek do zjedzenia nie znajdą, ani długich liści i źdźbeł do budowy gniazda.
Jest więc nadzieja, że obok balkonowych skrzynek w przyszłym roku pojawi się ptasia rodzina…

tam-gdzie-ogrodnik-nie-moze-5

A może poczytasz więcej?