Roślinni przybysze czyli gawęda zupełnie niepolityczna

Wyobraźmy sobie, że przeprowadzamy sondę uliczną pytając przechodniów podążających w sobie znanym kierunku i kierowców chwilowo zatrzymanych na czerwonym świetle, o to co różni rośliny od zwierząt. Jakiej odpowiedzi możemy się spodziewać? Otóż zapewne większość na pierwszym miejscu wymieni właśnie ową zdolność poruszania się. Bowiem rośliny umocowane korzeniami w podłożu wydają się nam istotom niesłychanie mobilnym – nieruchome. Tymczasem okazuje się, że rośliny podobnie jak ludzie i zwierzęta realizują w swoim życiu potrzebę zdobywania nowych przestrzeni życiowych. Pokonują odległe dystanse, a przekraczając administracyjne granice państw i geograficzne bariery w postaci gór, rzek i oceanów, osiedlają się niejednokrotnie daleko od swoich ojczyzn. Niestrudzonym roślinnym wędrowcom pomagają: wiatr i woda oraz zwierzęta przenoszące nasiona lub owoce, które przyczepiły się do ich sierści, lub zostały zjedzone, a następnie porzucone lub wydalone w zupełnie innym miejscu. Często, mniej lub bardziej świadomie, również człowiek pomaga w „transporcie” i zdobywaniu nowych przestrzeni życiowych. I tak, w końcu osiągają cel podróży jako przypadkowi goście lub na wyraźne zaproszenie człowieka, jak np. robinia akacjowa (akacja biała). To może wydać się dziwne przecież robinia akacjowa zwana powszechnie akacją występuje powszechnie, sprawiając wrażenie, że jest obecna w polskim krajobrazie od zawsze. To „zawsze” trwa od XVII wieku, kiedy, to robinię akacjową (Robinia pseudoacacia), sprowadzono z Ameryki Północnej. A ponieważ okazała się bardzo użyteczna i pożyteczna szybko zrobiła karierę… Bywa sadzona na zboczach, hałdach, wysypiskach i lotnych piaskach ponieważ nie jest wymagająca, za to szybko i łatwo tworzy liczne pędy odroślowe i odrosty korzeniowe umacniające grunt. Rośnie w parkach, wzdłuż dróg ciesząc oko i nie tylko… Bo któż z nas nie zachwyca się zapachem obficie kwitnących robinii przypominającym, że wakacje tuż, tuż… W tym czasie również pszczoły są zadowolone z obfitości pożytku, potem ich wysiłki mogą docenić amatorzy słodkości delektując się akacjowym miodem. A kiedy drzewo zakończy wegetację żyje drugim życiem, bo drewno robinii akacjowej jest bardzo cenione.

Ameryka Północna jest również ojczyzną iglastego drzewa – daglezji zielonej, którą europejscy leśnicy zainteresowali się w XIX wieku. Oczekiwania były duże ponieważ wiedziano, że drzewo to „u siebie” rośnie szybko osiągając świetną jakość drewna i imponującą wysokość – około 100 m! Rzeczywistość europejska okazała się mniej optymistyczna – daglezje „na obczyźnie” dorastają zaledwie do 40 m.

W przeciwieństwie do „dawno zaproszonych” czeremcha amerykańska (Padus serotina) swą karierę rozpoczęła niedawno. Zachwyt tą rośliną minął bardzo szybko i aktualnie w opinii leśników, którzy sami ją wprowadzili do lasów, czeremcha amerykańska uznawana jest za ekspansywny chwast zwłaszcza w uprawach leśnych.

Podobnie złą opinię wśród botaników mają występujące w zbiorowiskach naturalnych niecierpki, które równocześnie jako odmiany ozdobne cieszą się uznaniem ogrodników i wielbicieli kwiatów doniczkowych. Do rozprzestrzeniania się trzech pięknych przybyszy: niecierpka drobnokwiatowego (Impatiens parviflora), gruczołowatego (I. glandulifera) i pomarańczowego (I. capensis) przyczyniła się różnorodna działalność człowieka: rozwój transportu, ożywienie wymiany handlowej i prac badawczych; konsekwencją, czego było sprowadzenie „roślinnych nowości” do ogrodów botanicznych oraz hodowla roślin ozdobnych.

Pierwszym gatunkiem, który rozpoczął swój triumfalny pochód przez Europę był niecierpek drobnokwiatowy. Z liściastych, górskich iglastych, a także wilgotnych łęgowych lasów Ameryki Środkowej wyemigrował do Europy, gdzie po raz pierwszy został zidentyfikowany w latach 30-tych XIX w. w Genewie. Obecnie niecierpek drobnokwiatowy „rozpanoszył” się w całej Europie Środkowej nie tylko jako chwast ogrodowy, ale także jako składnik runa lasów olszowych , łęgowych, buczyn i grądów, nie „gardząc” także zbiorowiskami ruderalnymi bogatymi w związki azotowe.

Podobnie dobrze poczuł się w Europie również jego azjatycki kuzyn – niecierpek gruczołowaty. Wyjątkowo okazały, dorastający do 3 m, atrakcyjną barwą i kształtem oraz balsamicznym zapachem kwiatów wabi rzesze trzmieli, pszczół i os w lasach, ziołoroślach i trzcinowiskach rosnących w bliskim sąsiedztwie wód.

Trzeci z przybyszów to niecierpek pomarańczowy, który w swej ojczyźnie – Ameryce Północnej z powodu pięknych pomarańczowych kwiatów, przybierających kształt trąbki, zyskał miano klejnotu wśród chwastów. Nic, więc dziwnego, że do Anglii został sprowadzony jako roślina ozdobna. Kiedy zdziczał, rozprzestrzenił się na brzegach rzek – głównie Tamizy i jej dopływów, potem trafił do Francji. Po raz pierwszy w Polsce niecierpek pomarańczowy został zidentyfikowany w 1987 roku na południowo-zachodnim wybrzeżu Zalewu Szczecińskiego. Aktualnie najliczniej występuje w lasach łęgowych u podnóża klifu martwego w okolicach Trzebieży jako jeden z głównych składników runa, a także w lądowym szuwarze trzcinowym wzdłuż wybrzeża Zalewu Szczecińskiego. Dotychczas nie wyjaśniono, kiedy i w jakich okolicznościach gatunek ten znalazł się nad Zalewem Szczecińskim, choć można domyślać się, że tajemnica pojawienia się ma związek z bliskością toru wodnego Szczecin-Świnoujście.

Co zdecydowało o „sukcesie” ekspansywnych niecierpków? Wydaje się, że najważniejszymi atutami w zdobywaniu nowych przestrzeni były: szeroka amplituda ekologiczna, długi okres kwitnienia, możliwość skutecznego zapylania przez wiele gatunków owadów oraz zdolność „wystrzeliwania” nasion na odległość około 3m! Nietrudno sobie wyobrazić, że posuwając się tak „dużymi krokami” można dość szybko opanowywać nowe przestrzenie. Niestety nasz rodzimy niecierpek pospolity stał się obecnie rzadkością.

Kiedy śledzi się historie neofitów i obserwuje efekty ich ekspansywnych zachowań nasuwa się pytanie, co można było zrobić, aby powstrzymać bieg wydarzeń? Czy nie wypada tylko po prostu przyznać, że sprzyjając, czasem nieświadomie, choć w dobrej wierze, rozwojowi sytuacji, bardzo szybko tracimy nad nią kontrolę? Ktoś spyta skąd te dramatyczne pytania? Cóż tak strasznego się dzieje? Tyle hałasu z powodu kilku drzew i pięknie kwitnących roślin zielnych? Uzasadnienie dezaprobaty znalazłoby się zaledwie w przypadku barszczu Sosnkowskiego, który wywołując poparzenia skóry zyskał złą sławę jako zagrażający ludzkiemu zdrowiu. Otóż pojawianie się obcych gatunków, które konkurują z naszymi rodzimymi, wypierając je często z naturalnych i półnaturalnych zbiorowisk, jest elementem całego procesu synantropizacji. Spieszę z wyjaśnieniem tego terminu: synantropizacja jest procesem, który prowadzi do zastępowania w przyrodzie elementów lokalnych, swoistych o wąskiej amplitudzie ekologicznej przez elementy kosmopolityczne, obce o szerokim zakresie tolerancji. Konsekwencją tego procesu jest zatrata specyficzności rodzimej flory. A to już niedobrze…

Kto wie czy w przyszłości nie pojawi się „Czarna Księga neofitów” zawierająca spis gatunków i opisująca metody ustrzeżenia się przed ekologicznymi konsekwencjami ich pojawiania się.

A może poczytasz więcej?