Roślina z kryminalną przeszłością?

Od starożytności otaczana kultem. Dobrą reputację straciła „na chwilę”, jako zamieszana w morderstwo Baldura ukochanego syna boga Odyna. Ale to było dawno i zapewne nieprawda. Więc w drugiej dekadzie XXI, niepomni jej kryminalnej przeszłości, wolni od przesądów i zakazów publicznego całowania, dajemy się jednak uwieść magii i zabieramy ją w czas Bożego Narodzenia do domu. Jakby nienasyceni jej widokiem w krajobrazie utkanym z zimowo-jesiennej szarości, gdzie zieleni się, lub złoci dzięki łaskawości słońca w bezlistnych koronach drzew.

Jak było ze śmiercią Baldura boga dobroci i miłości dowiadujemy się dzięki islandzkiemu poecie i historykowi, żyjącemu w latach 1179-1241. Snorri Sturluson, opowiada, że to Loki, określany przez 3P – piękny, przebiegły i perfidny, olbrzym, z którym Odyn (ojciec Baldura) zawarł braterstwo krwi, w plan zabicia jego syna wprzęga jemiołę, która jako jedyna ze wszystkich istot nie złożyła przysięgi, że nie uczyni krzywdy Baldurowi. Tak, więc Loki wręcza ją właśnie, niewidomemu bratu Baldura. Ktoś, o tym kto przekaz milczy, robi z podarowanej jemioły strzałę, a nieszczęsny ślepiec podczas zabawy ciska nią w brata. O dziwo celnie! I jest trup. Pierwszy w świecie bogów. Złowróżebny sen spełnia się To moment, w którym ich świat nie znający do tej pory śmierci zaczyna się rozpadać. Za sprawą jemioły? Czyżby?

Kult jemioły, biorący początek u starożytnych Greków i Rzymian, dla których była uosobieniem wieczności świata i nieśmiertelności duszy, został przywieziony na Islandię przez Wikingów spadkobierców Celtów. Ci zaś czcili szczególnie tę rosnącą na dębie, jako „dar niebios” – roślinę niezwykłą ze względu na zimozielone liście i brak solidnego umocowania w ziemi za pomocą korzeni, jak przystało na każdą „normalną” roślinę.

Cóż się okazuje – czcili półpasożyta. Może nie wiedzieli uczeni druidzi w białych szatach ścinając jemiołę złotym sierpem nad białym płótnem, jak sobie poczyna, a może uznali, że ten sposób na życie, to kolejny powód do oddawania jej czci.  Bo oto, kiedy w miejscu różowych żeńskich kwiatków późną jesienią powstają zdatne do jedzenia białe kuliste owoce czyli jagody, rzucają się  na nie, nie tylko jemiołuszki.

Resztki po uczcie, wśród, których są też nasiona, przylepiają się do dziobów, czasem łapek i tym sposobem „przenoszą się” na inne drzewa, gdzie ptak wycierając dziób o szorstką korę uwolni się, pozostawiając nasionko na gałęzi. Jest jeszcze inna możliwość, nasiono może odbyć wędrówkę przez przewód pokarmowy ptaka i zakończyć ją na zewnątrz, nie naruszone w kleistej otoczce, która sprawi, że skutecznie przyczepi się do gałęzi i przeżyje przeciwności losu takie jak, susza i mróz. Dalej poradzi sobie wytwarzając płytkę chwytną, z której wyrośnie ssawka, a ta pokona martwą korę i zagłębi się w tkanki żywiciela. Tym sposobem podłączy się do systemu naczyń przewodzących w roślinie żywicielskiej wodę wraz z solami mineralnymi. Za korzystanie z tego dobrodziejstwa oczywiście nie odwdzięczy się, jak to pasożyt. No „pół”, bo fotosyntezą sam się zajmie. Drzewo oczywiście nie poddaje się bez walki, stara się odpierać atak intruza odgradzając miejsce inwazji tkanką korkową i jak bronią chemiczną trując agresora związkami fenolowymi. O tym kto zwycięży będzie wiadomo nieco później. Różnie bywa, najczęściej jednak drzewo przegrywa. A wtedy wiosną jemioła zaczyna wytwarzać pierwszy pęd z pierwszą parą liści. Nie spieszy się, zajmuje jej to cały sezon wegetacyjny. To leniwe tempo rozwoju utrzyma przez całe życie. Taka strategia. Co roku przybywać jej będzie tylko jedno międzywęźle z jedną parą liści. Dlatego licząc je można określić wiek danego osobnika. Pierwsze kwiaty pojawiają się dopiero w piątym roku życia, w okresie od lutego do kwietnia. Ich zapłodnieniem zajmą się owady.

W różnych regionach naszego kontynentu jemioła chroniła ludzi przed wiedźmami, urokami, czarami, strzegła przed pożarem, ale też działała bardziej praktycznie, jej wysuszone i sproszkowane owoce przynosiły ulgę  dzieciom cierpiącym z powodu pasożytów jelitowych. W medycynie ludowej służyła do leczenia chorób kobiecych, kaszlu, astmy, nerwic i bólów głowy, gruźlicy, objawów nadciśnienia.

Współcześnie nie odrzucono jej leczniczej siły, przemysł farmaceutyczny wykorzystuje jemiołę do produkcji leków przeciwmiażdżycowych i przeciwnowotworowych. Ważne dla skuteczności preparatu jest to na jakim drzewie rosła. Preparat Iskador produkowano na bazie liści jemioły rosnącej na jabłoniach, dębach i sosnach, czyli tych, które rzadko są żywicielami. Jednak szeroko rozumiane leczenie za pomocą jemioły powinno odbywać się pod kontrolą lekarza ponieważ przedawkowana staje się toksyczna,  przyprawia o drgawki, mdłości, majaczenia, a nawet śmierć. Skoro dziś w oparciu o wiedzę biochemiczną zalecana jest ostrożność i powściągliwość  i nieszarżowanie w kwestii ratowania zdrowia przy pomocy jemioły ciekawe ilu pacjentom w przeszłości nie dane było uzdrowienie lecz zakończenie żywota. Znowu winna jemioła? Morderczyni?

A może powinna być skazana również za współudział  w niewoleniu ptaszków śpiewających? Wszak to z jej kory i owoców wyrabiano kiedyś klej, którym smarowano pułapki do łowienia tych zwierząt ku uciesze ludzi.

To już przeszłość, teraźniejszość zapomina i wybacza zwłaszcza w Święta Bożego Narodzenia. Amen.