Ptaki mają moc *
„A pan to pewnie hoduje kanarki” – usłyszał mój mąż rozmawiając przez telefon z naszej „podwórkowej budki” pod kasztanowcem. Chodziło oczywiście o ptasi gwar w tle, generowany w rzeczywistości nie tyle przez więźniów domowych hodowli, co przez wolno żyjące stadko szczęśliwych, z gadatliwości znanych, wróbli. Skojarzenie kanarków z wróblami tylko pozornie okazać się może bezzasadne, bo zapewne nie tylko ja, ale większość czytelników książki „Jej wysokość gęś”, którą akurat czytam, powtórzy za autorem Jackiem Karczewskim retoryczne, jak się zdaje, pytanie: „Może wszystkie wróble powinny być dla nas tym czym kiedyś kanarki dla górników- systemem wczesnego ostrzegania?” Interesujące? Sięgnijcie po książkę, a wśród wielu ciekawostek, anegdot, historii opowiedzianych z humorem oraz cytowanych serio wyników badań naukowych i projektów ornitologicznych znajdziecie niejeden wątek ekologiczny. Obserwacja, to jedno, a wiedza to drugie, lub odwrotnie zgodnie ze stwierdzeniem: „Widzisz tyle ile wiesz”. Więc zachęcam, bo z gawędami Jacka Karczewskiego podobnie jak z wróblami, że zacytuję samego autora „nie można się nudzić, bez względu na płeć”. I nie ważne, czy chodzi o płeć obserwatora, czytelnika, czy oczywiście ptaka, któremu temperament erotyczny przysporzył swego czasu wielu kłopotów i zepsuł opinię u świętobliwych do tego stopnia, że kazano go zabijać, jako wcielenie grzesznej rozpusty, a bliżej współczesności wątek ich szkodliwości, już z innych powodów, podjął w Chinach komunistyczny przywódca. Ale tę historię większość zna, choć pewnie nie wszyscy wiedzą, że wróbel w dalszym ciągu, nie tylko w Chinach, nie jest bezpieczny i choć ma ogromne zdolności przystosowawcze i jest najbardziej kosmopolitycznym przedstawicielem ptasiej społeczności, to ma trudności z adaptacją do warunków, które bezwzględnie (czytaj bezrozumnie), dyktuje człowiek i marne to dla niego pocieszenie, że od 2010 roku 20 marca jest Dniem Wróbla. Ot cała hipokryzja ludzkiego rodu. Ale lepiej nie o tym… Zapytam raczej…
Dzielicie się swoimi lekturami z domownikami, rodziną, znajomymi czytając im fragmenty, których treść, jak sądzicie, może ich zainteresować? Nie potraficie powściągnąć pokusy wywołania odruchu zainteresowania tym, co właśnie czytacie? Jeśli tak, to zrozumiecie moją przemożną chęć przeczytania historii papugi o imieniu Alex, mojej córce, która kilka miesięcy temu zaadoptowała Amazonkę. Ów żako, o którym pisze Jacek Karczewski, należał do profesor Irene Pepperberg, zajmującej się badaniem procesów poznawczych tej grupy zwierząt i był ptakiem niesamowitym, rzec można bez przesady – wybitnym. Dlaczego? Przeczytacie o tym na stronie 174 i wzruszy Was być może, jak mnie, że ostatnie słowa, które wypowiedział Alex do swojej opiekunki tuż przed śmiercią brzmiały: „Bądź grzeczna. Zobaczymy się jutro. Kocham Cię”.
Siostrze muzyczce dedykowałabym fragment o wspólnych wieczornych koncertach wiolonczelistki Beatrice Harrison i słowików, transmitowanych z jej ogrodu przez BBC od maja 1924 przez 12 wiosen.
W świetle tych faktów informacja, że my ludzie mamy ponad 50 wspólnych z ptakami genów odpowiedzialnych za mowę, śpiewanie i muzykowanie skłania do zrewidowania pogardliwego myślenia o „ptasim móżdżku”, do czego namawiał już dużo wcześniej dr Andrzej Kruszewicz tyle, że w kontekście wędrówek ptaków i ich powrotów dokładnie w to samo miejsce.
Do zmiany myślenia o polowaniach na ptaki z pomocą książki „Jej wysokość gęś” będę być może skłaniać znajomych myśliwych, jeśli jeszcze kiedyś mnie zaproszą. Przeczytam im wówczas o gęsiach i kaczkach czyli o tych, których coraz mniej, ale w dalszym ciągu można na nie polować, nawet w Ujściu Warty, kiedy odpoczywają dokonywać rzezi w majestacie prawa, za przyzwoleniem tych, którzy z ideą Parku Narodowego żyją na co dzień, jak to miało miejsce w sezonie 2017/18, a dla dodania otuchy, o tym jak inni ludzie już dziś, ale i w przyszłości, czynią i będą czynić starania, aby przetrwały kolejne gatunki ptasie znajdujące się na granicy wyginięcia.
A sobie zachowam w pamięci opis bąka, mistrzowski portret tego, który jak pisze autor (z dużą dozą humoru) wygląda jak trzcina i jest ekspertem od dziwnych póz i min i oczywiście akapit końcowy, który jako żywo przypomniał mi opowieść o jerzyku z książki „Jak zwierzę” Charlsa Fostera. Chodzi o przekonanie, że dopóki wiosną przylatują do miast jerzyki, a jesienią po niebie ciągną klucze gęsi możemy mieć nadzieję, że wszystko z naszym światem jest jeszcze w porządku i przekazanie tej wiedzy i wiary pokoleniom młodych, żeby nie pytali zbyt późno „co to za ptaszki?”
* cytat ze wstępu do książki Jacka Karczewskiego