O wyższości owcy nad ostrygojadem i pielęgnacji farerskich genów, czyli o lekturze obowiązkowej dla planujących wizytę na Wyspach Owczych
Podążając za tezą Macieja Brencza zawartą w książce „Farerskie kadry” (Wydawnictwo Poznańskie) można by uznać, że Wyspy Owcze równie dobrze, a nawet lepiej mogłyby się nazywać Wyspami Ptasimi. Ale skoro tak się nie stało, skoro ptaki „przegrały” z owcami, to może jest jak w dowcipie: szczur pyta chomika – „Powiedz stary jak ty to robisz, że ludzie tak cię lubią, nie jesteś, ani ładny, ani mądry, potrafisz przegryźć na wylot sześć kompletów świeżo wypranej i wykrochmalonej bielizny pościelowej ułożonej w zamkniętej szafie, a i tak wszystko ci wybaczą, pogłaszczą, a na mój widok odwracają się z obrzydzeniem. Na to chomik wzdychając: „A ty wiesz szczur, co to jest Public Relation?”
Więc stawiam, że to dzięki potędze PR z okładki książki spogląda na mnie sympatyczna kupa wełny. Ale tylko po części. Bowiem barania potęga tkwi zapewne korzeniami w epoce przedsyntetycznych włókien, kiedy to wełna była farerskim złotem. Więc elegancki co prawda, odziany w czerń i biel, z czerwonymi akcentami na nogach i dziobie, ostrygojad mógł zadowolić się zaledwie statusem symbolu tutejszej ornitofauny i zwiastuna rychłej wiosny. Powraca bowiem na archipelag wulkanicznych wysp z Irlandii i Anglii akurat w czasie celebrowania dnia św. Grzegorza, czyli 12 marca. Nic, czym dysponuje ptak, nie mogło się równać z tym, co dawały Farerom owce – wełnie na swetry robocze dla rybaków. I tu ciekawostka, których w książce wiele opisanych błyskotliwie lekkim piórem. Każdy zna chyba zapach mokrej wełny? No cóż, nie najlepszy… Natomiast swetry wydziergane z wełny farerskich owiec po otrzymaniu dawki wilgoci zaczynały o dziwo, pachnieć łąką.
Z zagmatwanego opisu historii farerskich owiec wynika, że w trosce o poprawę jakości wełny w XIX i XX w. sprowadzono owce szkockie, wcześniej były tu już irlandzkie, a cała przygoda genowa zaczęła się w neolicie.
Koniec końców dziś 70 tysięcy kudłaczy zdominowało wyspę, którą w okresie lęgowym zasiedlają ponad dwa miliony morskich ptaków. Ptasia ekipa reprezentowana jest przez 300 gatunków. Więc ptasie, czy owcze, bo na pewno nie ssacze.
Autor podaje, że reprezentacja ssaków liczy zaledwie 3 gatunki. Wymienia nietoperze, a z pozostałych dwu czyni zagadkę.
A wracając do owcy, a raczej jej łąkowego menu i przysmaku, który Maciej Brencz opisuje i ilustruje fotografią, która nijak się ma do tego, co w tekście. Opis dotyczy knieci błotnej zwanej kaczeńcem, a na zdjęciu portret jaskra. W dodatku wyginięcie knieci przypisane zostaje osadnikom z powodu trujących właściwości dla koni i bydła, tyle, że bydło omija knieć błotną, więc może istotnie chodzi o jaskier. Chyba jednak nie skoro w roku 2005 kaczeniec został ogłoszony Narodowym Kwiatem Wysp Owczych, a jaskier jak widać na zdjęciu specjalną urodą nie grzeszy. Pomyłka? Zważywszy mnogość poruszanych w książce tematów od historii, polityki, języka, przez mity, legendy i kulturę po sport i kulinaria, do wybaczenia. Zwłaszcza z powodu rozdziału „Grindwalowe fakty i mity”, dla którego warto przeczytać całą książkę. Miedzy innymi dlatego, że przygotowuje nie tyle do zwiedzania Wysp Owczych, co do dyskusji.
Ten fragment zaczyna się od wyznania autora: „Długo się wahałem, czy umieścić w książce rozdział poświęcony farerskim polowaniom na grindwale”. Ale moim zdaniem bez tych 10 stron „Farerskie kadry” byłyby „wykastrowane” (bez autocenzury). Te 10 stron zostało napisane, jak cała książka w sposób łączący pasję i miłość do 18 wysepek, ale i z dystansem, staraniem o obiektywizm. Mowa tu o tradycji, o poszanowaniu przyrody, które przejawia się tym, że upolowane zwierzęta wykorzystane są w całości, do końca. Tu nic się nie marnuje, więc przeciwnicy polowań, którzy prywatnie często objadają się mięsem zwierząt hodowlanych, a to czego nie mogą zmieścić, bo z zachłanności kupili za dużo, wyrzucą na śmietnik, niech po prostu zamilkną.
Co to znaczyło i znaczy w praktyce, że nic z upolowanego zwierzęcia nie jest stracone? Zacznijmy od tego, co nie jest mięsem, z kości robiło się konstrukcje parasoli, z plecionej skóry elastyczne mocne liny, nadmuchane żołądki i pęcherze pławne zaopatrzone w korki podtrzymywały rybackie sieci, olej wytapiany z tłuszczu grindwali oświetlał domostwa. Obecnie w XXI wieku, wydarzenie jakim jest polowanie na grindwale jest źródłem pożywienia dzielonego bezpłatnie, zgodnie z tradycją, której materialny przekaz, to Owczy List z roku, uwaga! z 1293 roku, zawierający regulacje dotyczące podziału mięsa i tłuszczu upolowanego zwierzęcia.
O teraźniejszości Maciej Berencz pisze tak: „Nadzorca polowania określa na podstawie jego wielkości, do jakich osad może trafić walenina. Mięso i tłuszcz dzieli na porcje w zależności od tego, do ilu rodzin ma trafić. Uczestniczą w tym wszyscy zainteresowani. Kiedy podział jest ukończony, w drodze losowania zostaje wybrany jeden z uczestników, który stojąc plecami do reszty, będzie przypisywał numery porcji do konkretnej rodziny. Dzięki takiej procedurze każdy dba, aby podział był jak najbardziej sprawiedliwy.”
U schyłku XX wieku naukowcy apelowali do Farerów o powstrzymanie się od jedzenia tradycyjnych posiłków z waleniny uznając, ze mięso tych zwierząt jest szkodliwe ze względu na wysokie zanieczyszczenie rtęcią. To oznacza, że zwierzęta żyją w zanieczyszczonych wodach, a zważywszy, że w promieniu wieluset mil morskich wokół wulkanicznego archipelagu nie ma rozwiniętego przemysłu uzasadniona jest sugestia, która pada w cytowanym przez Macieja Brencza dokumentalnym filmie „The Islands and the Whales” : „Jeśli nasze jedzenie jest tak bardzo skażone, gdzieś daleko stąd musi być naprawdę źle. Może Wyspy Owcze powinny się stać barometrem dla reszty planety.”
Czytając ten rozdział czuję, że powinnam zapytać dlaczego naukowcy apelujący do Farerrów o poświęcenie i niejedzenie skażonego mięsa dzikich zwierząt, nie ostrzegają konsumentów drobiu, który nafaszerowany chemią, antybiotykami przez cały cykl hodowlany, a trafia w obfitości na nasze stoły.
Myślę, że lektura książki Michała Brencza budzi szereg refleksji, skłania do zadawania wielu innych pytań, nie pogrąża jedynie w krainie marzeń o podróżach, ale wyprawia w podróż intelektualną.