Nie komary i nie jętki…
O dziwo nie przeszkadza im niska temperatura i silny wiatr, do szczęścia czyli „rójki” wystarczy obfitość wód Zalewu Szczecińskiego, kanałów i rowów.
Choć laikom trudno w to uwierzyć na szczęście naprawdę nie są komorami, bo w przeciwnym razie pojawienie się, liczących setki tysięcy owadów, chmar oznaczałoby dla nas i zwierząt stałocieplnych krwawą bitwę usłaną ofiarami. Nie mają kłujki, ani innego aparatu gębowego zdolnego naruszyć nasze ciało. Mogą, więc ochotki Chironomidae, bo również nie jętki, jak sądzą niektórzy, pozostać ewentualnym motywem przewodnim horroru i źródłem pokarmu dla ptactwa i ryb. To odpowiedź na pytanie” Po cholerę to żyje?” zadawane z irytacją przez tych, którym uprzykrzają pieszy czy rowerowy spacer z nieprzyjemnym brzęczeniem wciskając się do oczu, nosa i uszu, lub brudzą świeżo wywieszone pranie.
Aby dodatkowo oswoić „bestie” proponuję przyjrzeć się im z bliska, nawet bez lupy można bowiem zobaczyć, że szczególnie samcom trudno odmówić owadziego uroku. Szczególnie zachwycające są czułki, których wygląd natchnął zapewne autora nazwy gatunkowej. I teraz, jeśli zostaniemy w konwencji filmowej, niecna mucha może przedstawiać się „Piórkówka – ochotka piórkówka.”
Dla niewrażliwych na owadzią urodę samców i dodatkowo zniecierpliwionych ich pojawianiem się w powietrzu w ilościach zastraszających jest jedna dobra informacja. Na szczęście żyją krótko i właściwie tylko po to, aby w tańcu godowym zapewnić ciągłość gatunku, i aby samice zaraz potem, nie ociągając się złożyły jaja bezpośrednio do wody. Na dnie, po pewnym czasie wylęgną się z nich czerwone, robakowate larwy. Z przędzy i drobinek szlamu zbudują kręte rurki, ale tak naprawdę najbardziej ucieszą swoją obecnością ryby wszelkiego autoramentu oraz ptactwo wodne. I w ten sposób zadowolonych z życia ochotek i tak będzie więcej niż narzekających ….