Mydlana gawęda
Już dawno miałam o niej napisać, ale w tym roku upomniała się sama demonstracyjnie prezentując wyjątkową bujność na przydrożach, skrajach łąk i zarośli, jakby przypominając, że skoro jest w takiej obfitości można sprawdzić, czy, aby zbyt pochopnie nie nadano jej imienia: mydlnica lekarska czyli Saponaria officinalis. Tak ją nazwano oficjalnie i naukowo, pozostawiając na użytek ludu, któremu obca była wiedza o saponinach, marne imiona „zajęcza cebula”, czy „psi goździk”.
Bo to te tajemne substancje – saponiny, zawarte w roślinie sprawiają, że wszelkie odwary, napary i inne wyciągi pienią się, gotowe czyścić, myć i odtłuszczać co popadnie od łodzi po delikatne koronki. Od dawien dawna można było przy jej pomocy zadbać o higienę, nie czyniąc skórze i włosom krzywdy, zostawiając je miękkimi i gładkimi, ale także, o czym wiedzieli greccy i rzymscy pasterze, odtłuszczać owcze runo z lanoliny.
Była też ziołem pilśniarzy, bowiem pocieranie filcu pianą uzyskaną z mydlnicy sprawiało, że stawał się gruby i co ważniejsze nieprzemakalny. I właściwie już to wystarczyłoby, żeby pokochać – mydlnicę oczywiście, jako sprzymierzeńca czystości i pilśniarzy, za mało jednak by dać nazwę gatunkową – lekarska czyli officinalis. Aby i w tym przypadku udowodnić słuszność wystarczy powołać się na autorytet Syreniusza, który pisał o soku z jej korzeni: „dla wątroby wielkim ratunkiem jest” i dalej ” kaszel, dychawicę i ciężar w piersiach usuwa”. I dziś aptekach bywa „Pectosol” specyfik o działaniu wykrztuśnym, który produkowany jest na bazie mydlnicy lekarskiej.
Czas sprzyjał, tegoroczna obfitość mydlnicy też, nawet infekcja z kaszlem się przyplątała więc wszystko z wyjątkiem odtłuszczania owczej wełny i filcowania, mogłam sprawdzić. Korzenie rzeczywiście, jak piszą, twarde bardzo, ale pocieszające jest to, że odwar można sporządzić również z innych części roślin np. liści czy łodyg. I co? Ano gęba, choć nie pierwszej młodości, po umyciu odwarem delikatna, jak nie przymierzając po piance Pharmaceris.
No więc liście można sobie zbierać i suszyć, bo lipiec i sierpień to najlepsza ku temu pora, korzenie dopiero jesienią… Zajęcie raczej dla wytrwałych…..
A co z zastosowaniem wewnętrznym? Mimo, że Wikipedia ostrzega: „roślina trująca” i dalej,” zwierzęta jej nie jedzą”- spróbowałam, wszak autorom, jak sądzę, chodziło o czworonogi…
I żyję, a kaszel umarł.
Wikipedia, też zresztą w następnym zdaniu podaje lecznicze właściwości mydlnicy.
A teraz na koniec najlepsze, jak już jesteśmy czyści i zdrowi możemy skusić się na deser Naatiff helvasa czyli cienkie wafelki sklejone sosem na bazie mydlnicy wedle przepisu. Korzenie, kwiaty mydlnicy doprowadzić do wrzenia w 1 szklance wody, odstawić na dzień, zagotować ponownie odparowując do 1/4 szklanki (przypominam, że oznacza to 50 ml). W 1/3 szklanki wody gotować kostkę cukru + 1 łyżkę soku z cytryny i wody z kwiatu pomarańczy lub różanej. Syrop gotować do momentu gdy kropla wrzucona do zimnej wody utworzy niteczki. Tak przygotowany gorący syrop wlać do ekstraktu z mydlnicy.
Jeszcze nie sprawdziłam, ale nie omieszkam, jak zdobędę ową wodę z kwiatu pomarańczy…