Kaczka, czyli o sztuce interpretacji
Po lekturze albumu Michała Rembasa o szczecińskich „Cudach na fasadach” i spacerze z jego autorem z głową w górze w celu ich podziwiania, obiecałam gawędę zainspirowaną kaczkami z ulicy Tarczyńskiego 1, datowanymi na 1909 rok symbolizującymi, być może miłość małżeńską, a być może nieśmiertelność, co kto woli. Piszę w uznaniu dla pomysłu i dążenia do rzetelnego wyjaśniania przez autora symboliki motywów zwierzęcych, roślinnych i mitologicznych, a także z chęci przyłączenia się do odgadywania intencji czy raczej, jak w tym przypadku, uzupełnienia, czy częściowego sprostowania zaistniałej już, interpretacji. Przystępując do rzeczy i podpierając się autorytetem niewątpliwym jakim w dziedzinie ornitologii jest dr Kruszewicz wyjaśniam, że kaczka z zamkniętym okiem to nie jest widok wyjątkowy, a przymknięcie powieki nie świadczy też o jakimś szczególnym zmęczeniu pływaniem, jak sugeruje Autor. Można rzec raczej, że kaczki tak po prostu mają. Bowiem kaczka jest jednocześnie aktywna – obserwuje otoczenie i jednocześnie śpi. Wynika to z fizjologii jej mózgu. Jeżeli obserwuje coś co dzieje się po lewej stronie, to wprzęga w to prawą półkulę mózgową, w tym czasie dając spać lewej. Czyli od tej strony, od której oko patrzy mózg śpi. Po kilkudziesięciu minutach te strony się zmieniają. I tak przez 24 godziny na dobę jest aktywna aktywnością na ” pół gwizdka” czyli na jedną półkulę.
Przyznaję, że zawiłości kaczego mózgu, to tylko pretekst do dalszych rozważań….
Nieścisłe interpretacje zachowań zwierząt biorą się najczęściej z powierzchownych obserwacji lub skłonności do antropomorfizowania ich zachowań, albo z jednego i drugiego jednocześnie.
Jeśli więc chcemy znać prawdę nic nie zastąpi bezpośredniej obserwacji natury. Bezpośredniej! Przyglądanie się z daleka może prowadzić do mylnych wniosków i tworzenia na ich podstawie błędnych stereotypów. Jak na przykład w przypadku wilków, czy psów. Co świetnie z ogromnym znawstwem opisuje Shaun Ellis w książce „Żyjący z wilkami”. Jeśli idziemy kupić szczeniaka zazwyczaj jesteśmy przekonani, że ten odważny, który wybiega nam na powitanie to samiec alfa. Jeśli go wybierzemy, przewidując jego zachowania wedle swojego przekonania zawiedziemy się. „Bo ten śmiałek to samiec beta, ochroniarz, karny żołnierz, wykidajło, bramkarz, wcielenie agresji. On nie myśli, on ma mięśnie. Beta ma chronić watahę i pilnować by wszyscy przestrzegali reguł, znali swoje miejsce. Jeśli pojawi sie zagrożenie z zewnątrz stawi czoła bez lęku. Kiedy znajdzie się w rodzinie nigdy nie wiadomo co uzna za zagrożenie. Może innego psa w parku, może sąsiada, a może dziecko, które przyszło z wizytą. Niewykluczone, że spróbuje zaprowadzić reguły, jeśli się nauczy , że nie wolno leżeć na kanapie to postanowi tę wiedzę wpoić dzieciom.” A tego nie przewidywaliśmy… Bo nie wiedzieliśmy…
I tu pojawia się problem błędów interpretacyjnych z niewiedzy. Nie zawsze jest jednak strasznie, jak z wilkami czy psami czasem jest śmiesznie, jak z pomnikiem chrząszcza, co brzmi w trzcinie oczywiście w Szczebrzeszynie. Posąg postawiony w mieście jako żywo przedstawia konika polnego, a więc nie chrząszcza, ale autor zapewne pomyślał, że jak brzmi to ani chybi świerszcz, czy jakiś inny konik polny, co to na skrzypeczkach czyli swoich nogach wygrywa. A może zdecydowały względy estetyczne. Bo też taki prostoskrzydły ładniej wygląda niż gruby tęgopokrywy, czyli chrząszcz. Poza tym niewiele wiadomo o muzycznych uzdolnieniach chrząszczy. A tymczasem wystarczyłoby dobrze poszukać, aby znaleźć takiego co umie „brzmieć”, jak chociażby zgrzytnica zielonkawowłosa, która pocierając tylną krawędzią przedplecza i tarczki wydaje głos podobny zgrzytaniu. Nie wiadomo tylko, czy bardziej smyczkowe, czy perkusyjne to dźwięki, ale w końcu to właściwie bez znaczenia. Ma też owa zgrzytnica dość smukłą sylwetkę i bardzo długie czułki, więc może nadawałby się na posąg. A ponieważ żywi się pokrzywami, które w trzcinowiskach mogą występować, więc wszystko byłoby zgodne z prawdą przyrodniczą.
Ale pewnie się czepiam…