Halofity czytaj słonorośla
Co ma wspólnego zimowe bezpieczeństwo na drodze i babciny syrop z cebuli na przeziębienie, tyle co piernik do wiatraka? Może właśnie tyle… Bo jak dobrze się zastanowić, to ten piernik niekoniecznie stary, świąteczny, czy nie, jednak jakoś tam poprzez mąkę z młynem napędzanym siłą wiatru, nie węgla, jednak związek ma.
Tym razem tytułem wstępu – wspomnienie… Jeśli byliśmy zainteresowani przyrodą i uczyliśmy się w czasach, kiedy mikroskop był jeszcze używany na lekcjach biologii, to być może przypomnimy sobie lekcje poświęcone obserwacjom mikroskopowym skórki cebuli umieszczonej w roztworze soli, których celem było wyjaśnienie zjawiska plazmolizy. Zanurzone w wodzie komórki wyglądały normalnie, aż do momentu kiedy do wody dodano sól, wówczas żywa zawartość komórki zaczynała się kurczyć, aż wreszcie obserwowaliśmy jak odstaje od ściany komórkowej. Dlaczego? Ogólnie rzecz biorąc dlatego, że wszystko w przyrodzie dąży do równowagi, a w tym przypadku do wyrównania stężeń roztworów wewnątrz i na zewnątrz żywej komórki roślinnej. Prostą konsekwencją była więc „ucieczka” lub odciąganie wody na zewnątrz, gdzie było jej mniej z powodu zasolenia roztworu. W tej sytuacji utrata wody spowodowała kurczenie i „odlepanie” się protoplastu, czyli żywej zawartości komórki od ścian komórkowych. Potem dowiadywaliśmy się, że jeżeli roztwór soli ma zbyt wysokie stężenie lub jego działanie jest zbyt długie następuje śmierć żywej komórki. Wnioski płynące z tego doświadczenia mają zastosowanie w praktyce: domowe rośliny z pewnością odwdzięczą się za dokarmianie odżywkami, które są roztworami chemicznymi, pod warunkiem, że zastosujemy się do zaleceń producenta, a nie do zasady „im więcej tym lepiej”, bo jak widać na przykładzie cebuli lepiej nie będzie, w trosce o przydrożne rośliny nie należy przesadzać z zimowym soleniem, a wszystkim innym nie „serwować” zbyt dużych dawek nawozów, bo niekoniecznie wyjdzie im to na dobre. I wreszcie, że dzięki temu zjawisku z pokrojonej cebuli zasypanej cukrem można uzyskać syrop przeciwgrypowy.
Ponieważ jednak przyroda w swej różnorodności zaskakuje i nigdy nie realizuje normy w 100% są i takie rośliny, którym sól nie szkodzi, one właśnie żyją na podłożu „dobrze przyprawionym” zasobnym w chlorki sodu – słonorośla, czyli inaczej halofity. Z zasoleniem podłoża dają sobie radę ponieważ mają wyższe stężenie soku komórkowego niż „normalne” rośliny. Stanowią reliktową grupę, która oczywiście przy trasach szybkiego ruchu nie rośnie, a i w półnaturalnych ekosystemach jest coraz rzadsza. Sporo gatunków halofitów należy do gatunków zagrożonych. Jednym z miejsc ich naturalnego występowania jest wybrzeże Zalewu Szczecińskiego, zwłaszcza na obszarach, okresowo tzn. wiosną i jesienią, zalewanych lekko zasolonymi wodami Zalewu.
Tak więc odnajdywanie halofitów na Półwyspie Rów i Wyspach Bielawkach dostarczy wytrawnemu miłośnikowi botaniki wielu emocji… Nie chodzi tu jednak o podziwianie wyrafinowanych kształtów i kolorystyki kwiatów, czy okazałych rozmiarów. Halofity nie mogą bowiem konkurować z urodą storczyków, okazałością polskiej liany czyli wiciokrzewu pomorskiego wabiącego zapachem roje owadów lub tajemniczością legendarnej paproci – długosza królewskiego. Słonorośla, wyłączając sitowiec nadmorski i oczeret Tabernamontana (halofity fakultatywne), są niewielkie i niepozorne, w związku z tym, aby zobaczyć je wśród traw i innych roślin trzeba się nisko pochylić, a czasem przyklęknąć. Nie zakwitają ferią barw, nie czarują różnorodnością form, nie kuszą upojnym zapachem, płożą się przy powierzchni ziemi czekając na swych sprzymierzeńców – pasące się zwierzęta: konie krowy, czy owce. Dlaczego? Ponieważ halofity do życia i przeżycia potrzebują zgryzania i przydeptywania, a duże zwierzęta roślinożerne zapewniają im to „minimum złego traktowania” konieczne do egzystencji. Jak przystało na rośliny pastwiskowe niektóre słonorośla dostarczają „zgryzaczom” dobrego białka. Pierwszą w rankingu najwartościowszych jest koniczyna rozdęta (Triforium fragiferum) – „kuzynka” koniczyny białej i łąkowej. Nie sposób pomylić ją z jakąkolwiek inną rośliną, ponieważ tuż po przekwitnięciu jej kwiatostan przypomina wysuszoną jeżynę i wdzięcznie pozuje do zdjęć, podobnie jak mlecznik nadmorski (Glaux maritima) z małymi różowymi kwiatkami wciśniętymi w kątach błyszczących, gruboszowatych liści pękatych od zgromadzonego we wnętrzu gęstego, słodkiego soku. Chroniony prawnie i narażony na wyginięcie mlecznik nadmorski występuje w zgodnym duecie z górującą nad nim świbką morską (Triglochin maritimum), która też jest gatunkiem o tej samej randze zagrożenia. W sąsiedztwie dobrze ukrywają się dwa niepozorne wąskolistne halofity: muchotrzew solniskowy (Spergularia maritima) oraz sit żabi (Juncus ranarius). Tu, aby sporządzić portret nawet nie warto wyjmować aparatu, lepiej posłużyć się ołówkiem i kredkami. Przypatrzywszy się dobrze znajdziemy jeszcze centurię nadbrzeżną (Centaurium littorale) delikatną roślinę o drobnych różowych pięciopłatkowych koronach. Wszystkie te słonorośla występują pospolicie wzdłuż drogi wiodącej przez Półwysep Rów. Można tu także spotkać, lecz nieco rzadziej, babkę nadmorską (Plantago maritima). Jej łacińska nazwa Plantago świadczy o osiedlaniu się tej rośliny wzdłuż dróg, bowiem „planta” oznacza podeszwę, a łacińskie ago – pędzę.
Mlecznik nadmorski (Glaux maritima)
Ponieważ każda reguła ma wyjątki, więc wśród grupy niepozornych słonorośli jest jeden „piękny książę” – aster solny (Aster tripolium). Rośnie dość wysoko, aby zakwitnąć w II połowie lata. Jest tak atrakcyjny, że widząc go w dzikim krajobrazie w pierwszym odruchu zastanawiamy się z jakiego ogrodu uciekł. Jego kwiatostany o fioletowych kwiatach rurkowych okalających żółty krąg kwiatów rurkowych wystawiają laika na pokusę zerwania do bukietu… Mogłoby się jednak okazać, że zbyt drogiego! Bowiem aster solny jest rośliną ściśle chronioną. Zresztą o ile dłużej i piękniej trwa w naturalnym krajobrazie, niech więc nie kończy w wazonie, ale wyda nasiona, aby kwitnąć przez kolejne lata wszak jest rośliną wyjątkowo rzadką. Dobrze byłoby pokazywać ją kolejnym pokoleniom podobnie jak wszystkie halofity.
Zbiorowiska słonorośli nad Zalewem Szczecińskim choć cieszą botaników nie są zbyt imponujące, bo też sam akwen nijak się ma do mórz zarówno, jeśli chodzi o wielkość, jak i o stopień zasolenia. Za to tam, gdzie piaszczysty grunt zalewany jest przez wody morskie zarówno różnorodność gatunkowa, jak i wielkość skupisk halofitów po prostu zachwycają.
Na holenderskiej Wyspie Texel przyrodnicy pokusili się o stworzenie ptasiego raju, w tym właśnie miejscu konsekwentnie realizowali przy pomocy koparek, buldożerów i ciężarówek wypełnionych żwirem swoją wizję sprawiając, że utopia stawała się rzeczywistością. To taka holenderska specjalność. Tak jak kiedyś tworzyli ogrody, dziś urzeczywistniają marzenia o dzikiej przyrodzie. Tak więc ptaki wodno-błotne zamieszkują na wyspie między innymi solniska, gdzie dominuje soliród zielny Salicornia europaea i Limonium meyeri. Nawiasem mówiąc odmianę ogrodową limonium znamy z kwiaciarni, bywa dyskretnym dodatkiem wzbogacającym kompozycje bukietów.
Przyroda wyspy ukształtowana przez człowieka, to rzec można sztuczny twór, ale są miejsca naprawdę dzikie, których urok oby jak najdłużej pozostał nieskażony choćby przez turystów. Rumuńskie wybrzeże Morza Czarnego w obszarze Delty Dunaju to między innymi prawdziwe królestwo słonorośli. Bez specjalnych poszukiwań można tu spotkać takie gatunki, jak: łoboda solnicowa Halimione verrucifera euroazjatycka roślina o srebrzystych liściach zasiedlająca piaski o wysokim poziomie koncentracji soli, heliotrop Heliotropium curassavicum, Limonium meyeri, babka pierzasta zwana też słoną lub strzępiastą Plantago coronopus, trawa – mannica ostająca Puccinellia dystans, soliród zielny Salicornia europaea, Salsola cali ssp. ruthenica oraz preferująca wysoko zasolone piaski Suaeda maritima.