Bydło to brzmi dumnie, część druga

Chcę opisać coś, co zdarzyło się kiedyś na pastwisku, ale ponieważ, to historia o zwierzętach dla mnie wyjątkowa, nie wiem, jak zrobić to najlepiej.

Bo, kiedy na przykład opowiadam o pewnym psie, który zmienił zachowanie wobec swojej psiej towarzyszki wówczas, kiedy suka ciężko zachorowała i z karcącego, warczącego, ledwo tolerującego partnerkę, stał się czułym opiekunem. A potem, kiedy wyzdrowiała powrócił do dawnych zwyczajów. Kiedy przytaczam obserwacje empatycznych zachowań u małp, kiedy wzruszam się historią Śnieżka – papugi, która żegnała się ze swoją właścicielką słowami :”Kocham ciebie”,  zawsze słyszę to samo: „nie antropomorfizuj, to dopuszczalne tylko w literaturze dziecięcej.”. Więc zastanawiam się w jaki sposób, jakimi słowami opisać, wprawiające mnie w zdumienie, zachowania zwierząt, jak oddać emocje, ale i przemyślenia towarzyszące obserwacji, do której wytłumaczenia wyrażenie instynkt nijak mi nie pasuje.

Bohaterem zbiorowym opowiadania będzie bydło, a ściślej krowy starej prymitywnej rasy Scottish Highland.

Jedna z wolno żyjących, szczęśliwych krów, należących do stada „żywych kosiarek” wprzęgniętych przez entuzjastów aktywnej ochrony przyrody w proces tworzenia siedlisk przyjaznych ptakom wodno-blotnym, nosiła od jakiegoś czasu na tylnej nodze kalafiorowatą narośl. Operacja z wielu względów była niemożliwa i nie gwarantowała ani wyleczenia, ani przedłużenia życia. Nic nie wskazywało przy tym, żeby krowa cierpiała. Była spokojna, przyjazna, przez kilka lat z rzędu co wiosnę rodziła nowe cielę. Ostatnia jałóweczka miała prawie rok, ale towarzyszyła matce i nie było w tym nic dziwnego, nawet wówczas, kiedy krowia mama przestała się podnosić . Wyglądało na to, że leżąc spokojnie  wraz z ostatnią zjedzoną porcją trawy przeżuwała swój ostatni kawałek życia.  Kiedy przestała, przymknęła oczy w półśnie, położyła głowę na ziemi i następnego dnia nie żyła. Otaczająca ją równa trawa oraz pozycja, w której skonała świadczyły o tym, że śmierci nie poprzedziły cierpienia.

Zgodnie z obowiązującymi procedurami martwe zwierzę należało umieścić  w miejscu skąd  mogło być odebrane przez samochód do utylizacji. Tak też się stało.

Kiedy zwłoki zostały przemieszczone, pasące się w pewnym oddaleniu krowy zaczęły ryczeć, a nawołując się podążały wszystkie, z różnych stron pastwiska, zgodnie w jednym kierunku. Najpierw  zatrzymały się w miejscu, gdzie ich towarzyszka leżała w chwili śmierci. Były wśród nich potężne byki, krowy i młodzież, a także roczna jałówka, która szła jako pierwsza, razem około trzydzieści zwierząt. Wąchały dokładnie opustoszałe miejsce. Czego się dowiedziały? Kiedy skończyły wnikliwe badanie ziemi naznaczonej śmiercią, zaczęły odzywać się, porykując krótko. O czym była ta „rozmowa”?

Po chwili umilkły i w kompletnej ciszy ruszyły w stronę miejsca, gdzie znajdowała się ich martwa towarzyszka, matka, wielokrotna babka,  siostra, ciotka. Zatrzymały się przy jej zwłokach. Przyglądaliśmy się temu z zaciekawieniem, my przypadkowi widzowie.. Wówczas stało się coś, nieoczekiwanego i zdumiewającego. Wszystkie wielkie byki podniosły głowy i wszystkie jednocześnie odezwały się jednym potężnym głosem – rykiem jakiego nigdy dotychczas nie słyszeliśmy. Wstrzymaliśmy oddech tracąc poczucie czasu, miejsca i samych siebie. Na tę chwilę staliśmy się oczami i uszami. Bo oto ku niebu wybrzmiewała nie żałosna skarga, ale hołd dumnych zwierząt składany odwiecznym prawom natury, mocny i pierwotny, wydobyty z głębi ich jestestwa. Byliśmy świadkami, widzami, obserwatorami? A może uczestnikami? Wzruszenie jakiego doznaliśmy było z rodzaju tych, które pozwalają nie tylko wierzyć, że jesteśmy, ale być, nieodłączną częścią Natury.

Kiedy zwierzęta umilkły, w ciszy zaczęły po kolei podchodzić  do zwłok, pierwsza podeszła najmłodsza. Każde kolejne zwierzę obwąchiwało głowę, obchodziło wokół ciało i odchodziło.

Ostatecznie wszystkie zebrały się powtórnie w miejscu, gdzie ich towarzyszka rozstała się z życiem.  Tam stanęły w kręgu i zaczęły porykiwać na przemian, zupełnie inaczej niż poprzednio. Po jakimś czasie rozeszły się niespiesznie w różnych kierunkach, tam skąd przyszły.

Tak to przeżyliśmy i tak to wspominamy „To”, no właśnie, jakiego użyć słowa – uroczystość, pogrzeb, misterium? Choć minęły dwa lata, do dziś nie znajduję dobrych słów, aby to opisać. Czy ludzkim językiem jest to możliwe? A przecież tylko takim dysponujemy, aby opowiadać o zwierzęcych rytuałach. Więc nie mówcie ” nie antropomorfizuj”…